Hej wszystkim! Z góry przepraszam, za moją długą nieobecność. Tym razem mam usprawiedliwienie. Mój komputer nie chcę dodawać zdjęć na bloga (Błąd 400) Może wiecie jak to rozwiązać? W moim domu panuje remont, a na dodatek zaczynam prace- jakieś urwanie głowy!
Dziś post o mojej kolejnej, małej miłości. Luna
skradła mi serce 7 lat temu i zostało tak do teraz. Mowa tutaj
oczywiście o moim psie.
Najpierw chcę Wam wyjaśnić dlaczego mam
zamiar pisać tutaj o moim zwierzaku. Jeżeli interesujecie się
blogowaniem to z pewnością wiecie kim jest Lucy (KLIK),
a jeśli nie to wejdźcie w link :) Ostatnio Łucja umieściła na
instagramie zdjęcia swojego psa, jednak pod fotografią nie było jakiś
wymyślonych opisów. Napisała po prostu, że jej pies zdechł. Wtedy
właśnie uświadomiłam sobie, jak ważny dla mnie jest mój pies. Na
początku zadałam sobie pytanie: Kim właściwie dla mnie jest Luna?
Odpowiedź nasunęła mi się szybko: Jest moim przyjacielem! Wspiera mnie i
mimo tego iż, nie potrafi mówić, swoimi gestami wyraża o wiele więcej,
niż niektórzy ludzie słowami. Biega ze mną i ciągnie mnie, bym się
zbytnio nie męczyła. Gdy czytam książkę w wieczory takie jak ten, siedzi
koło mnie, trzymając łapę, na mojej nodze. Zawsze stara się mnie bronić
i wiem, że zawsze mogę na nią liczyć. Ona po prostu będzie. Na chwile
obecną nie wyobrażam sobie mieć innego psa. Nie dopuszczam do siebie
myśli, że mogłabym ją kiedykolwiek stracić.
A Wy? Macie jakieś swoje zwierzaki? Nie mogę się powstrzymać i polecić Wam dobrego filmu. Mój przyjaciel Hachiko (KLIK) to cudowny film o więzi jaka powstała między człowiekiem a psem. Niezły wyciskacz łez- gorąco polecam :)
Hej wszystkim! Na samym początku chcę Was przeprosić za tak długą nieobecność.
Przede mną wiele trudnych decyzji. Jedną z nich, jest wybór studiów. Mam jeszcze trochę czasu, ponieważ matura dopiero za ponad rok, ale uważam, że dobrze jest wiedzieć do jakich przedmiotów przyłożyć się bardziej. Nie będę Was jednak zanudzać moimi drobnymi problemami.
“(…) Rzecz zawsze sprowadza się do wyboru: zacząć żyć czy zacząć umierać.”
W tym poście chcę Was zachęcić do oglądnięcia naprawdę dobrego filmu, do
którego chcę się powracać. Mowa tutaj o adaptacji opowiadania Stephena
Kinga- "Skazani na Shawshank". Zanim oglądnęłam ten film wiele razy
spotkałam go na szczycie filmowych arcydzieł, również moi znajomi
polecali mi go, więc w końcu stwierdziłam: czemu nie? I ani trochę się
nie zawiodłam.Dobrze zarabiający bankier z Nowej Anglii, zostaje
oskarżony o podwójne
zabójstwo - swojej żony i jej kochanka. Uparcie twierdzi, że jest
niewinny, ale dzięki niezbitym dowodom zostaje skazany na podwójne
dożywocie w więzieniu Shawshank, poznając tam brutalną, więzienną rzeczywistość.
Świetnie odegrana rola jednego z moich ulubionych amerykańskich
aktorów- Morgana Freemana. Cała ekranizacja została wykonana na
najwyższym poziomie, a temat przewodni jest oryginalny i rzadko
spotykany. Nie wspomnę już o licznych nagrodach, którymi został doceniony ten film.
“Musisz słyszeć muzykę, żeby nie zapomnieć, że na
świecie są miejsca, których nie zbudowano z kamienia. Że masz coś, do
czego nie mogą dotrzeć. Czego nie mogą dotknąć. Co jest tylko twoje.”
Dzisiaj mam dla Was piosenkę, którą ostatnio pokochałam- All i want w wykonaniu Kodaline. Uwielbiam ten zespół i większość ich utworów, jednak ta piosenka podbił moje serce. Za muzykę, wokal i słowa. Rock alternatywny to zdecydowanie moja bajka!
"All I want is nothing more
To hear you knocking at my door
Cause' if I could see your face once more
I could die a happy man I'm sure
When you said your last goodbye
I died a little bit inside
And I lay in tears in bed all night
Alone without you by my side"
P.s Pokochałam zapach lawendy. Do zobaczenia w następnym poście! :)
"Książki to jedyny ratunek, żeby człowiek nie zapomniał, że jest
człowiekiem. (…) Książki to także świat, i to świat, który człowiek
sobie wybiera, a nie na który przychodzi."
Hej wszystkim!
Jak zaczęły się Wasze wakacje? U mnie bardzo
pozytywnym aspektem, mianowicie ogniskiem w Gródku. Boże, pokochałam to
miejsce! Jest cudowne.
Siedzę na parapecie, obserwuję gwiazdy, pisząc
do Was tego posta. Lubię takie noce. Dzisiaj przychodzę do Was z krótką
recenzją, jednak nie chciałabym tego tak nazywać. Po prostu chcę Was
zachęcić do przeczytania dobrej książki.
Na takie powieści czeka się latami. Starałam czytać się tą książkę
bardzo powoli, ponieważ chciałam dobrze zrozumieć każde zawarte w niej
słowo. Wiesław Myśliwski w monologu skierowanym do zwykłego przybysza
dokonuje bilansu życia. Autor w ten sposób opisuję dobre i złe chwile,
które spotkały go na jego drodze. Na pewno jednym z motywów jest polska
historia. Myśliwski dokładnie opisuję wojnę, będąc wtedy jeszcze
dzieckiem, które musiało ruszyć do walki.
"Dopiero po wojnie okazało się, czym była ta wojna, jak wielką przegraną
człowieka, także Boga. Wydawało się, że człowiek już się nie podniesie,
że przekroczył swoją miarę, a Bóg nie potwierdził swojego istnienia.
"
Kolejnym aspektem jest miłość, lecz nie ta, którą
przedstawia nam np. Nicholas Sparksa w swoich utworach. Jest to miłość
ciężka, która trzeba zrozumieć, a dopiero później się w niej zatracać.
Myśliwski uczy nas, aby przeżywać ból drugiej osoby, wspierać ją i
starać się wtargnąć w nią głębiej.
"(…) miłość to niedosyt istnienia."
"Prawdziwa miłość jest raną. I tylko tak ją można odnaleźć w sobie, gdy czyjś ból boli człowieka jako jego ból.
"
Wiesław Myśliwski ukazuje nam zarówno piękno, ale i
wszystkie negatywne elementy, które musimy spotkać na swojej drodze,
tutaj na ziemi. W swoim monologu narrator nie trzyma się sztywno
chronologii, często
zdarzają mu się dygresje, urwane wątki, niedopowiedziane historie.
"Co ma człowiek tak naprawdę z życia? Za te wszystkie starania, zabiegi, bezsenności, strapienia, co ma?
"
„Świat jest tym, co opowiedziane. Dlatego coraz ciężej żyć. I może tylko sny stanowią o nas. Może jeszcze tylko sny są nasze?” "(…) ja właśnie płakałem. Nie po wierzchu. Czułem coś takiego, jakby z drugiej strony moich oczu łzy do wewnątrz mnie spływały."
Powieść
Myśliwskiego to pewnego rodzaju medytacja nad rolą przeznaczenia w
ludzkim życiu. Piękna i mądra książka, do której (co najważniejsze) chce
się wracać. Wywarła na mnie ogromne wrażenie. To, co mnie w niej
urzekło to połączenie prostoty i uczucia opisanych problemów. W tym miejscu chylę głowę przed autorem. Niestety już nie wiele osób potrafi tak pisać.
"Czy zastanawiał się pan kiedyś, jak silnie związani jesteśmy z
przeszłością? Niekoniecznie naszą. Zresztą cóż to jest nasza przeszłość?
Gdzie są jej granice? To jest coś w rodzaju bliżej nieokreślonej
tęsknoty, tylko za czym? Czy nie za tym, czego nigdy nie było, a co
jednak minęło? Przeszłość to tylko nasza wyobraźnia, a wyobraźnia
potrzebuje tęsknoty, wręcz karmi się tęsknotą. Przeszłość, drogi panie,
nie ma nic wspólnego z czasem, jak się sądzi."
Zostawiam Wam jeszcze linka do piosenki, która moim zdaniem idealnie komponuje się z tą książką.
W tym poście postawiłam na zdjęcia z tumblra, ponieważ uważam, że lepiej zobrazują one zawarte w tej notce słowa.